Ponieważ nigdzie w sprzedaży nie mogłam dostać miski na wodę dla naszych psiaków o odpowiednio dużych gabarytach ( bądź kompletnie nie zadowalały mnie one pod względem estetycznym bądź cenowym) przyszło mi ulepić tęże miskę samodzielnie. Przy okazji mogłam spełnić wszystkie kryteria (oł jeee!:)) i warunki jakie przedmiotowi temu postawiłam czyli : kolor najlepiej turkusowy (bo w kuchni turkusowe dodatki), kwadratowa (by ładnie wkomponować się w kącik, w którym ma stać), na małych stópkach ( by łatwo było podnosić i stawiać wypełnioną wodą po brzegi) no i najważniejsze: rozmiar gigant! O ile Zuri mogłaby się w tej misie niemalże wykąpać, to dla ponad 60 kg Momo (i wciąż rośnie!) najlepiej sprawdza się samonapełniające się poidło dla bydła (nie żartuję), które mamy zamontowane w ogrodzie :) (btw : jest to pierwszorzędny wynalazek! :D )
Miska wygląda tak:
Pobiła wszelkie rekordy postoju na półce jeśli chodzi o oczekiwanie na wypał, bo wiadomo: zamówienia najpierw :)
Ale już jest i służy. Pierwszy skorzystał (w plenerze, bo piękne słońce) goszczący u nas Raster:
Zresztą psów gości u nas zwykle sporo, więc musi być to taka trochę "miska niedopitka" ;)
Pozdrawiam październikowo :)