Dzisiejszy post dedykuję tym wszystkim, którzy z ceramiką nigdy nie mieli do czynienia, a interesuje ich jak po kolei powstaje ceramiczne naczynie. Trochę także tym wszystkim, którzy chcieli coś kiedyś u mnie zamówić i zaskoczył ich aż 3 tygodniowy czas oczekiwania (niektórzy jakoś to przeboleli :) ). Tworzenie każdego ceramicznego przedmiotu wiąże się bowiem z wieloma etapami pracy i nie ma możliwości żadnego ominąć. W czasach gdy chodziłam jeszcze na zajęcia do pracowni ceramicznej Czary, jedna z koleżanek wyliczyła jak wiele razy trzeba wziąć do ręki każdy, najmniejszy nawet przedmiot, nad którym się pracuje. Ile razy go obejrzeć, wygładzić, odstawić na półeczkę, z półeczki, do pieca, z pieca.....Dokładnych wyliczeń koleżanki nie pamiętam, ale było to naprawdę zaskakująco wiele razy ... :D
Zdjęcia ilustrują uproszczony przebieg powstania małej, liściastej miseczki i to, jak ta forma się zmienia. Najpierw lepimy z gliny- to akurat nie jest może dla Was zbyt zaskakujące ;). Na tym etapie wymodelowany przedmiot możemy jeszcze ozdobić odciskając w nim jakieś wzory - tutaj były to jesienne liście. Później przychodzi czas suszenia wykonanej pracy, u mnie trwa czasem nawet 2 tygodnie, jeśli praca jest bardzo duża i ma grube ścianki. Schnięcie gliny nie może być gwałtowne, czasem wręcz spowalniam ten proces chowając naczynie pod folią, by glina schła wolniej i równomierniej. Praca podczas suszenia sporo się kurczy- i tu właśnie jest ryzyko, jeśli zmniejsza się nierównomiernie ( np. brzegi lub doklejone detale schną szybciej) może nastąpić pękanie gliny. Każdy ulepiony przedmiot podczas suszenia doglądam codziennie, patrząc czy nic złego się z nią nie dzieje. Miseczka kurczy się wtedy w zależności od rodzaju użytej gliny ok. 10-15%.
Gdy praca jest całkiem sucha szlifuję siatką ścierną wszystkie nierówności, których nie byłam w stanie wygładzić wcześniej i umieszczam ją w piecu na pierwszy wypał zwany biskwitem. Odparowują wtedy z gliny resztki wilgoci a po wyjęciu z pieca glina jest porowata i przypomina herbatnik (skąd nazwa). Wypał na biskwit odbywa się w niższej temperaturze niż wypał końcowy, u mnie nastawiam piec na 900 stopni. Wypał trwa 10 godzin, ale razem z wystudzeniem na cały proces trzeba liczyć 2 doby (czym więcej rzeczy w piecu tym dłużej trzyma on temperaturę, a piec mam zwykle załadowany po brzegi :).
Następnie przedmiot trzeba przetrzeć wilgotną szmatką, by oczyścić go z pyłu po szlifowaniu i nadchodzi czas szkliwienia. Jest to bardzo fajny etap i jeśli ktoś spotyka się z nim pierwszy raz to jest bardzo zaskoczony faktem, że szkliwa wyglądają zupełnie inaczej niż po wypale końcowym. Tutaj akurat szkliwo zielone jest żółte, ale nie brak np. świnkowo-różowych szkliw, które ostatecznie przybierają barwę ciemnozieloną. Prowadząc warsztaty słyszę na tym etapie co kilka chwil: "Ale to na pewno będzie czerwone? Ale na pewno?" :)
Po nałożeniu szkliwa, wysuszeniu go, pracę znów umieszczamy w piecu. Tym razem temperatura jest wyższa, ustawia się ją w zależności od wymagań użytego szkliwa i gliny- ja najczęściej wstawiam na 1100 stopni (glina o niskim spieku) i znowu oczekuję z niecierpliwością 2 doby :)
Po tym wypale miseczka zazwyczaj jest gotowa, ale jak zauważyła ostatnio rozumnie moja klientka " zawsze coś może nie wypalić" więc nierzadko cały proces trzeba powtarzać od początku ( gdy glina sobie np. znienacka pęknie bądź wybuchnie...!!) Tak, ta praca uczy z pewnością jednego - pokory.
Pozdrawiam wszystkich, którzy wytrwali do końca tego najdłuższego w historii posta :)