czwartek, 4 września 2014

jeziorny post

Ze wszystkich akwenów najbardziej kocham jeziora. Za ich zapach, florę, faunę ( w tym brak zawartości rekinów pod powierzchnią wody, brrrr...) I woda całkiem ciepła, jak już się porządnie nagrzeje ;)  Kojarzą mi się także bardzo sentymentalnie z dzieciństwem- podczas każdych wakacji spedzaliśmy miesiąc pod namiotami w lesie, obowiązkowo nad jakimś jeziorem. Pierwszy raz pojechałam na takie wakacje mając 10 miesięcy ( tu wielki podziw dla moich Rodziców: było to bowiem w czasach, w których nikt nie słyszał o pampersach ani o gotowym jedzeniu w słoiczkach). Mieliśmy za to zawsze łódkę, ja i siostra wędki z leszczyny, które co roku robił nam tata i na które łapałyśmy naprawdę niezłe okazy. I nic tak nie smakowało jak smażony wieczorem własnoręcznie złowiony okoń. :)
Kocham jeziora, po prostu i zawsze chciałam mieszkać nad jednym z nich. No i mieszkam. Nad pięknym. Do tego miejsca idę z domu niecałą minutę:


Jeziorna roślinność, a konkretnie grążele żółte, zainspirowały mnie do stworzenia tych oto liściastych talerzy:




A co najlepsze: ulepiłam je 2 lata temu, haha. Potem w pośpiechu wyjechały do galerii za koło podbiegunowe. Wyruszyły tak szybko, że nie zdążyłam ich porządnie sfotografować, bo marzyła mi się ich sesja "pomostowa". Część naczyń się sprzedała, bo były też inne rozmiary, a te trzy wróciły do mnie. Wróciły i służą :) Gdy ich używam powraca kolejne wspomnienie z dzieciństwa: serwowanie "potraw" z błotka i trawy na liściowych talerzach :)



 Ceramiczne liście w praktyce sprawdzają się super, także się na przyjęciach. Ostatnio były ozdobą kolorowego stołu z okazji roczku mojej córeczki. Tak, tak, ta Ciut Większa Już Dziewczynka skończyła pierwszy rok. Jak ten czas leci!


No to pozdrawiam, znad super jeziora :)