Niedawno Mała Dziewczynka skończyła 2 lata. Kiedy to umknęło- nie wiem. Czas płynie z każdym rokiem jakby coraz szybciej. Pstryk, i już kolejne urodziny!
Z okazji tego święta miała przybyć nasza liczna rodzina. Jak zwykle w takiej sytuacji okazywało się, że nie mam odpowiedniej ilości talerzyków. Staram się odchodzić od używania w domu produktów jednorazowych, w tym naczyń. Zatem z każdej resztki wywałkowanej gliny lepiłam od jakiegoś czasu kolejną sztukę małych ceramicznych talerzyków. Nie mogłam tylko zdecydować się na motyw...więc każdy powstał inny. :) Niegłupio to w sumie wyszło, bo przyjęcia mają to do siebie, że jak już ktoś raz odstawi gdzieś talerz lub szklankę to nigdy nie wiadomo która to jest. A tu sprawa trochę jaśniejsza :)
To jeszcze kilka zdjęć z samego party. I podziękowania: dla Guci, za pomysł na sukieneczki origami, które były przesłodkie i łatwo się składało, zaś Małgosi ze Smaków Alzacji, za to że dzięki niej zrobiłam SAMA tenże wypasiony tort :) WIELKIE PODZIĘKOWANIA kieruję także do Szanownej Matki Chrzestnej mego dziecka, która odpowiada ze rewelacyjną kulinarną część tego przyjęcia, bo Matka Rodzicielka bardziej za wizualną (już kiedyś wspominałam jak to jest w relacji ja/kuchnia). :)
Przydały się też białe skrzynki (wiwat recykling!), zakupione na potrzeby stoiska na Ulicy Zbożowej. Przydały się i słoiczki po oliwkach chomikowane w szafce (wiwat recykling II ! Bo szklanek też nieustannie brakuje). Skrzynki przydają się nadal, bo wędrują teraz po domu jako przenośne meble. Kontrastują też świetnie z pilnującym ich Momo.
Uff, narobiłam się, ale było świetnie. I jakby mi nie poszło z ceramika, to zawsze mogę założyć z Matką Chrzestną Córki Jedynej do spółki firmę cateringową. A co ;).