1 Kuba, 2 Kasie, 6 rąk, 9 kilo gliny, 150 minut lepienia i sklejania 396 kulek... W sumie jedna, jedyna taka na świecie : umywalka!
To będzie post o największym przedsięwzięciu w historii mojej pracowni i jednocześnie największym przedmiocie jaki trafił (i wyszedł cało!) z mojego pieca. Kasia i Kuba przejechali 977 km by mieć swój udział w lepieniu biało-szarej umywalki, którą sobie wymarzyli do swojego pierwszego własnego mieszkania. Miała mieć na zewnątrz zachowaną kulkową strukturę (tak często konstruujemy naczynia na warsztatach z dziećmi). Efekt jest bardzo fajny, ale miałam spore obawy czy tak duży i ciężki przedmiot przetrwa w tej technice ogromne naprężenia, które czekają go w piecu... Tak lepiliśmy:
Oni kulali, ja łączyłam to w całość:
po 2,5 godzinach (bardzo wesołej) pracy mieliśmy taką sytuację:
krawędź przycięliśmy na równo:
Zadowoleni współautorzy:
Potem Kasia i Jakub wrócili do domu, a mnie czekały stresujące tygodnie, podczas których stopniowo suszyłam kolosa, doglądając go codziennie i sprawdzając czy kurczy się równomiernie, a co za tym idzie: bezpiecznie. Po pewnym czasie mogłam go wydobyć z formy (na totalnym bezdechu i przy asekuracji z poduszek) :
Później umywalkę czekały kolejne etapy ceramicznego procesu. Całość robót rozciągnęła się na prawie 7 tygodni! Tutaj szkliwienie: w środku miała być biała, z zewnątrz przetarłam ją szarym szkliwem, by podkreślić jej unikalną strukturę:
Podczas obu wypałów kiepsko spałam w nocy, a piec otwierałam z sercem w gardle, obawiając się, że wypełniają go szczątki tego cuda. Przyszli właściciele, z racji dzielącej nas odległości, nie przyjechaliby sobie bowiem ot tak, by powtórzyć całą akcję. Jednak okazało się finalnie, że w te kulki wtłoczyliśmy tyle dobrej energii, że to nie mogło się nie udać. :) Oto ostateczny efekt (ledwo trzymam, bo ciężko!):
widok z góry:
Jej ostateczne wymiary to 38 cm średnicy i 18 cm wysokości. Na koniec pamiątkowy detal, który nasi romantycy zamieścili sobie z boku ;):
Dziś umywalka wyjeżdża do miejsca przeznaczenia. Mam ją w kartonie wielkości...niemalże pralki. Trzymajcie kciuki za jej szczęśliwą podróż :)
...
Kasiu i Kubo! Mimo stresu i niepewności co do ostatecznego sukcesu ubawiłam się niesamowicie. Może jeszcze coś kiedyś razem ulepimy (byle mniejszego). :) Buziaki! ♥